
czyli jak połączyć pożyteczne z przyjemnym i zostawić po sobie coś zielonego
Ten dzień był jednym z tych, które zostają w pamięci na dłużej – nie tylko dlatego, że ręce trochę bolą od sadzenia drzewek, ale przede wszystkim dlatego, że udało nam się wspólnie zrobić coś naprawdę dobrego. Las w okolicach Prudnika zyskał ponad 800 nowych drzewek, a my – satysfakcję, trochę błota na butach i sporo wspomnień. Pogoda dopisała jak na zamówienie. Słońce świeciło, niebo bez jednej chmurki, a humory uczestników jeszcze bardziej błękitne. Do akcji ruszyli wszyscy – młodzież z Hufca Pracy, dzieci z placówki opiekuńczo-wychowawczej- Domu Marzeń w Prudniku, seniorzy oraz uczestnicy Środowiskowego Domu Samopomocy. Każdy zakasał rękawy (dosłownie i w przenośni), chwycił za łopatę i z zapałem przystąpił do sadzenia. Niezależnie od wieku każdy miał tu swoje miejsce i swoje drzewko do posadzenia. Leśne mrowisko ludzi (bo tak to wyglądało z daleka) działało zorganizowanie i z sercem. Aż miło było patrzeć, jak kolejne sadzonki lądują w ziemi – przyszłe lipy... może kiedyś będą cieniem dla wędrowców albo domem dla wiewiórek. A może po prostu będą stały i przypominały, że tu, pewnego kwietniowego dnia, zebrała się grupa ludzi, którzy postanowili zrobić coś dobrego. Miłym akcentem były również słowa pana leśniczego, który powiedział nam, że ponad 90% drzew posadzonych w zeszłym roku się przyjęło. To nie tylko dobry wynik, to dowód, że to, co robimy, ma sens.
Po zakończonej pracy przyszedł czas na odpoczynek – ognisko, pieczone kiełbaski i rozmowy. Bo, jak wiadomo, nie samą pracą żyje człowiek – czasem trzeba też dobrze zjeść i pośmiać się z błotnych przygód. Zmęczeni, opaleni i zadowoleni wracaliśmy do domów z poczuciem dobrze wykonanej roboty. A las? Las rośnie. I będzie rósł razem z nami – kawałek po kawałku, z każdą sadzonką i z każdym uśmiechem zostawionym między drzewami.
Aneta Piskoń